Jak dobrze nie posłuchać szcześciolatki

Zacznijmy może od czegoś bardzo luźnego. Obecnie jestem w wieku, w którym podejmowana jest decyzja o kierunku jaki chcesz obrać w życiu. Wybór szkoły mam za sobą, ale o tym nieco później. Wzięło mnie natomiast na przedszkolno-szkolne wspominki i śmieję się sama z siebie.



A ja chcę być...
  Gdybym w tym momencie spotkała sześćioletnią siebie prawdopodobnie usłyszałabym, że jestem nienormalna. Bo jak ja z "przyszłości" chcę się utrzymać z muzyki, skoro rodzice mówili, że to praktycznie niemożliwe. Okazuje się, że przecze sama sobie. Już sam fakt, że piszę do was jest zaprzeczeniem mojej diecięcej pomysłowości. Powiem szczerze. Byłam dziwnym dzieckiem, ale pewnie większość osób z mojego otoczenia stwierdziłoby, że Co? Przecież jak miałaś pięć lat byłaś bardzo spokojna! Bawiłaś się lalkami, a nie myślałaś o przyszłym zawodzie. W wewnątrz było ze mną troszkę inaczej. Określenie "młody filozof" jak najbardziej trafne.
  Wszyscy wokół mówili, że chcą być strażakami, lekarzami, księżniczkami, itp., a ja nie miałam bladego pojęcia co z sobą zrobić w przyszłości. Tak to jest zabawne i to w stu procentach. Jak małe dziecko może już myśleć o przyszłości? Po prostu byłam inna, a ten problem już wtedy był dla mnie kolosalny, bo nie znosiłam zastrzyków, ale co tam bądźmy przedszkolanką.

  Wyeliminowane zawody:

  • MUZYK
  • Aktorka
  • Lekarka
  • Weterynarz
  • Nauczyciel


Ciemne zauroczenie
  Szkoła podstawowa za moich czasów (jak to brzmi w porównaniu do mojego obecnego wieku) wyglądała zupełnie inaczej. Było wesoło, radośnie i po prostu super. Pierwsze dziecięce miłości dotknęły chyba każdego. Nawet ciągnięcie za warkoczyk jest mile wspominane w tych dziecięch igraszkach. Przyznam, że i mnie zauroczenie dopadło. Szczególnie, że gitary zawsze mi się podobały, a umiejętność grania na tym instrumencie, w szkole to był szacun i chwała. Oprawa muzyczna na każdej uroczystości szkolnej. Potrzeba gitary? Idź do weci. 
  Do teraz mój czarny instrument leży na szafie. Futerał zniszczony, pudło obite, ale wspomnienia są. Nie wiem co by było gdybym nie męczyła mamy, żeby mnie zapisać na zajęcia. I dziękuję jej za to, bo to był pierwszy krok w stronę prawdziwych marzeń.
  Zdradzę wam, że zawsze podobała mi się czerń, a połączona z wdzieczną barwą klarnetu jest po prostu niesamowita. Minęło dobrych kilka lat od czasu gdy zaczęłam grę na gitarze, a zauroczyłam się w instrumencie dętym. To był właśnie mój kolejny krok. Nie minęło trochę czasu, a skrzyneczka pojawiła się w moim pokoju. Niestety dalej nie zadowalała mnie wizja zarabiania poprzez muzykę. Zatem po co zapisywałam się na te zajęcia? Nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Z jednej strony coś bardzo ciągnęło mnie w stronę muzyki, a z drugiej wmawiałam sobie, że to nie moja bajka. Po prostu się bałam. Czego? Tego też nie wiem. Powiedzmy, że już weszłam na drogę, którą kiedyś wyeliminowałam.

 Wyeliminowane zawody:
  • Muzyk
  • Lekarz
  • Przedszkolanka
  • Archeolog



Być tam, gdzie wcześniej nie chciałam
  To zabawne, że gdy tylko dostałam się do szkoły muzycznej i pierwszy raz zadęłam w fagot, od razu wiedziałam czego chcę. Wizja tego, że mam szansę grać w orkiestrze symfonicznej jest... NIESAMOWITA. Będąc mała byłam pewna, a nawet sobie wmawiałam, że taka praca jest do bani i nieopłacalna. Teraz? Nie widzę siebie nigdzie indziej. Praktycznie, gdy wszyscy poszli na prawo, ja wybrałam drogę w lewo.
  Do czego doprowadziło nieposłuchanie sześcioletniej mnie? Z pewnością do odnalezienia własnego celu w życiu. Wiem kim chcę być i z tego powodu jestem ogromnie szczęśliwa. Sądzę nawet, że gdybym nie posłuchała osób, które dały mi porządnego kopa do działania, pewnie skończyłabym na czymś czego nie znoszę.
  Zaczęło się niewinnie na cotygodniowych zajęciach w domu kultury, a skończyło na wielkim marzeniu, do którego zmierzam małymi kroczkami.

  Zawód, który chcę wykonywać:
  • Muzyk fagocista



Krótki przekrój życia od stronny zawodowej, choć fagot traktuje jako moją pasję i sposób na rozładowanie emocji. Jedna decyzja zmieniła wszystko. Wniosek? Warto czasem zrobić coś wbrew sobie i po prostu zaryzykować. Choć o prawdziwym ryzyku i samej, dosyć pechowej, drogi dostania się na fagot w stylu weci, będzie w przyszłości.

Komentarze

Prześlij komentarz